Jak wiadomo musieliśmy opuścić rynek, gdyż mieliśmy już wyznaczoną godzinę wejścia do kolejnej sandomierskiej atrakcji, jaką są podziemne korytarze udostępnione do zwiedzania. Oczywiście, jak na średniowieczne miasto z bardzo długą historią przystało, krążą o sandomierskich podziemiach różne legendy. Najbardziej znana jest ta, w której tragiczna postać Haliny Krempianki ratuje miasto przed kolejnym najazdem Tatarów. Podczas wcześniejszych straciła wszystkich swoich bliskich. W porozumieniu z mieszkańcami postanowiła zemścić się na najeźdźcach organizując zasadzkę. Przekonała najeźdźców, że spotkało ją wiele złego ze strony mieszkańców i pragnie tylko zemsty. Wprowadziła ich do tajnych, podziemnych korytarzy, które zostały zasypane ciężkimi głazami przez wtajemniczonych w misterny plan mieszkańców. Nikt z uwięzionych w labiryncie nie przeżył, w tym również bohaterska dziewczyna. Krążą również legendy na temat tego, jak daleko prowadziły podziemne drogi. W rzeczywistości tunele powstały w wyniku budowania przez Sandomierskich kupców podziemnych piwnic w których przechowywali swoje zapasy. Sandomierz był bowiem w średniowieczu jednym w większych ośrodków handlowych w Polsce. Kupcy posiadali spore zapasy, które często wymagały odpowiednich warunków do ich przechowywania. Jak wiadomo nie było w ówczesnych czasach chłodni, wiec produkty wymagające przechowywania w niskiej temperaturze najlepiej było umieścić pod ziemią. Niektóre z piwnic znajdowały się bardzo głęboko i były naprawdę przestronne. Sposób budowania piwnic był już różny, jedne były bardzo solidnie zabezpieczone a inne wykonane raczej niedbale.
Podziemne korytarze wielokrotnie ratowały mieszkańców przed najeźdźcami. Stanowiły również schronienie dla ludności podczas ostatniej wojny. W czasach świetności miasta, kiedy to były one intensywnie wykorzystywane przez kupców, były również odnawiane i utrzymywane w należytym stanie, jednak gdy handel podupadł piwnice opustoszały, zostały zapomniane i poważnie zaniedbane. Wówczas korytarze, które wielokrotnie ratowały miasto często stawały się również i jego zgubą. Sandomierz borykał się z osuwiskami, pękały ściany i zapadała się ziemia. W obliczu coraz większej liczby katastrof budowanych spowodowanych przez niszczejące piwnice i korytarze, podjęto decyzję o zasypaniu części z nich. Pozostałą cześć wyremontowano i w 1977 r. oddano do zwiedzania odpowiednio przygotowaną trasę wiodącą pod rynkiem. Trasa turystyczna liczy 470 m, sięga na głębokość do 12 m i łączy 34 piwnice i komory na rożnych wysokościach. Czas zwiedzania to ok 45 minut.
Do podziemi można zejść wyłącznie z przewodnikiem w grupie liczącej kilkanaście osób. Bilety należy zakupić nieco wcześniej. My czekaliśmy na zejście do piwnic około godziny. Pod ziemię wchodziliśmy z dziedzińca kamienicy Oleśnickich.
Przewodniczka prowadzi grupę do pierwszej komnaty i opowiada legendę o Halinie i Tatarach. Przechodzimy od komnaty do komnaty wąskimi korytarzami. Ich stropy są odpowiednio wzmocnione a cała droga oświetlona lampami.
Niektóre z komnat urządzone są tematycznie. Stoją w nich np wielkie beczki, w których przechowywano miodek pitny :). Niektóre urządzono tak, aby oddawały klimat starej piwnicy, w której przechowywano różne szpargały.
Zabezpieczeniem sandomierskich podziemi zajmowali się górnicy. Chcieli po sobie zostawić w tym miejscu jakąś pamiątkę dlatego ostatni korytarz przed wyjściem z podziemi zabezpieczyli w stary, sprawdzony, górniczy sposób. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć jak trzydzieści lat temu wyglądały górnicze chodniki w kopalniach węgla. Podobno obecnie stosuje się już tylko nowoczesne metody 🙂
Po „trudach” zwiedzania miasta należało zjeść jakiś obiad. Wybraliśmy restaurację, którą przewodniki polecały jako najlepsza w Sandomierzu, czyli restaurację Sarmacką w hotelu Sarmata. W ładnym otoczeniu zjedliśmy jednak dość przeciętny obiad. Nie można powiedzieć, żeby któraś z potraw była niesmaczna, nie były one jednak powalające tak, jak się tego spodziewaliśmy po przeczytaniu recenzji tego miejsca.
Po obiedzie pozostało nam już tylko pożegnać Sandomierz i wyruszyć w dalszą drogę.
Skierowaliśmy się w stronę Kielc…
Miło tak “wpaść” do Sandomierza choćby w podziemia. 🙂
Wizyta w podziemiach była całakiem sympatyczna 🙂
A ja nie lubię takich podziemi, nigdy do nich nie wchodzę 🙂
Pozdrawiam serdecznie.
To przynajmniej mogłaś pooglądać na zdjęciach 🙂
Podziemny świat mnie zawsze fascynował. Opisanym szlakiem szedłem już kilkanaście lat temu, ale nie robiłem zdjęć. Teraz to sobie obejrzałem. Miłe wspomnienia.
Pozdrawiam.
Ciężko było niestety zrobić dobre zdjęcia, bo zapomniałam statywu, a te z lampą trochę za jasne 🙂 Chciałam jednak pokazać chociaż trochę tych piwnic 🙂
Jak ja lubię podziemia, tam to dopiero wychodzą super fotki. Radosnych Świąt, pięknych fotograficznie chwil oraz błogiego spokoju 🙂
Zbyszku Tobie również życzę udanych i radosnych Świąt.
O! Ładne te podziemia, a ja mimo dwóch wizyt w Sandomierzu nie poszłam tam.. Trzeba nadrobić!